Mickey's Mouse Trap (2024) - Recenzja


Fabuła: Przyjaciele 21-letniej Alex szykują dla niej urodzinową niespodziankę. Plany krzyżuje seryjny morderca przebrany za Myszkę Miki.

Opinia: Kolejna recenzja kolejnego horroru inspirowanego bohaterem z naszego dzieciństwa. Tym razem w rolę antagonisty wciela się opętany przez Myszkę Miki mężczyzna. Dokładnie. Dobrze przeczytaliście. Z początku myślałem, że będzie mordował zwyczajny koleś, który... Nie wiem... Uciekł z psychiatryka, przywdział maskę popularnej myszy i bawi się w Michaela Myersa. Ale prawda okazała się dziwaczniejsza. Nawet nie będę opisywał, jak do tego doszło, że Miki opętał tamtego faceta. Jak natomiast wyszedł sam film? Otóż jak w przypadku omawianego wcześniej Pigleta, jest to poprostu zwykły badziew, który rundrze dobrze mógł nie powstać. Jest to jakiś dziwaczny twór horroropodobny, który w nieudolny sposób próbuje być na dodatek śmieszny. Ale nie jest, bo jest on bardziej cringowy. Gra aktorska jest nieco lepsza, niż w Piglecie, ale nadal daleko do czegoś przyzwoitego, postacie są nijakie, a antagonista nie grzeje, a jedynie mrozi. Gość biega za ofiarami, głupkowato się śmieje, jak głupi do sera i macha nożem, pokazując, że "hej, zoba, zaraz cię dziabnę". Już pominę, że film poprostu głupi, jak but, bo to oczywiste. W dodatku jest toto nudne, jak flaki z olejem. Przez większość filmu nie dzieje się nic, a pierwsze zabójstwo dostajemy dopiero w 60 minucie. Zabójstwa w dodatku są strasznie wybrakowane. Zwyczajne poderżnięcie gardła, czy wsadzenie noża w czoło. Serio? Jak by tego było mało to co jakiś czas dostajemy przerywniki, w których oglądamy przesłuchanie jednej z bohaterek przez dwójkę gliniarzy, którzy na każdą jej odpowiedź się krzywią xD. Aha. Z drobnych plusów był bym w stanie wymienić, że wizualnie produkcja prezentuje całkiem okey i dostajemy z dwa ciekawe smaczki. Jeden z nich znajduje się w biurze gostka, którego mysza opentuje. Pod maską Mikiego widać maskę Art The Clowna, a drugi smaczek to pogwizdywanie myszowatego dokładnie, jak w kreskówce "Parowóz Willie". Podsumowując to mimo, że film jest totalnym paszkwilem, to chyba muszę przyznać, że film jest pół szczebelka wyżej od Pigleta. Wygląda ciut ładniej i gra aktorska nie robi odwiertu od spodu, jak we wspomnianej wcześniej produkcji. Czy polecam? Jeśli lubicie takie głupoty oglądać i chcecie zabić czas, to czemu nie. Z czystych nudów można rzucić okiem. Bardziej nudno wam i tak już się nie zrobi xD.

Moja ocena tego czegoś to 2/10.

Karol D. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł