Terror w Pociągu (Terror Train) 1980 - recenzja


Horrory z lat 80. mają swój unikalny klimat, który trudno podrobić. To dekada, w której slasher osiągnął pełnię swojego potencjalu - pojawiły się kultowe serie, tj. "Piątek 13-go", " Koszmar z ulicy Wiązów" czy "Halloween". Wśród nich "Terror w pociągu" (Terror Train, 1980) nie jest może tak znanym tytułem, ale wciąż pozostaje intrygującą pozycją, która łączy klasyczne motywy slashera z nietypowym miejscem akcji i ciekawym pomysłem na antagonistę.

Film rozpoczyna się od typowego dla slasherów motywu – dramatycznego wydarzenia z przeszłości, które stanie się zapalnikiem późniejszej rzezi. Grupa studentów organizuje okrutny żart na młodym chłopaku o imieniu Kenny (Derek MacKinnon), w wyniku którego przeżywa on poważną traumę. Trzy lata później ci sami studenci organizują imprezę sylwestrową w pociągu. Pech (a może zasłużona kara?) chce, że tajemniczy morderca zaczyna eliminować ich po kolei, a każdy kolejny trup przybliża nas do rozwiązania zagadki jego tożsamości.

Główna bohaterka, Alana (Jamie Lee Curtis), należy do postaci typowych dla tamtego okresu – jest final girl, postacią z moralnym kręgosłupem, choć i ona ma na sumieniu udział w traumatycznym wydarzeniu z przeszłości. Jej postać przypomina nieco Laurie Strode z "Halloween", ale Curtis gra tu bardziej pewną siebie dziewczynę, która od początku przeczuwa, że coś jest nie tak.

Jednym z największych atutów "Terror Train" jest sceneria – zamknięta przestrzeń pociągu, który pędzi przez zaśnieżone pustkowia. W horrorach często pojawia się motyw klaustrofobii, ale rzadko mamy do czynienia z pociągiem jako główną areną krwawej gry. Ograniczona przestrzeń sprawia, że bohaterowie nie mogą po prostu uciec – są zamknięci z mordercą, a napięcie stopniowo rośnie.

Reżyser, Roger Spottiswoode (debiutant wówczas, ale później twórca m.in. "Jutro nie umiera nigdy"), dobrze wykorzystuje tę lokalizację. Kamera często podąża za postaciami w wąskich korytarzach, a reflektory pociągu i błyski świateł tworzą atmosferę niepokoju. Użycie kostiumów również jest ciekawe – morderca zmienia przebrania, co sprawia, że widz stale czuje się niepewnie.

Nie sposób mówić o "Terror Train" bez wspomnienia o Jamie Lee Curtis. W 1980 roku była już ikoną horroru dzięki "Halloween" (1978) i "Prom Night" (1980), a "Terror Train" jeszcze bardziej umocnił jej pozycję w gatunku. Curtis gra tu bardziej dojrzałą i świadomą siebie bohaterkę niż w Halloween. Jej Alana nie jest tylko bierną ofiarą, ale stara się zrozumieć, co się dzieje, i podejmuje rozsądne decyzje, co w slasherach nie jest regułą.

Ciekawym i nieoczekiwanym elementem filmu jest obecność iluzjonisty – w tej roli prawdziwy mistrz magii, David Copperfield. Jego postać dodaje fabule dodatkowej tajemniczości, a jego sztuczki świetnie wpisują się w klimat filmu. Przez chwilę nawet widzowie mogą się zastanawiać, czy to właśnie on jest mordercą. To nietypowy zabieg, który wyróżnia film spośród innych slasherów.

Film do samego końca utrzymuje widza w niepewności co do tożsamości zabójcy. Oczywiście, szybko można się domyślić, że jest nim ktoś związany z wydarzeniami sprzed trzech lat, ale Spottiswoode sprawnie bawi się oczekiwaniami widza. Morderca zmienia kostiumy, ukrywając się na widoku, co sprawia, że bohaterowie są bezbronni. Jego maski są naprawdę niepokojące – od groteskowej twarzy starca po klauna.

Finalne ujawnienie sprawcy i jego konfrontacja z Alaną są dobrze rozegrane – twórcy nie przesadzają z nadmiernym wyjaśnianiem motywacji, ale dostarczają satysfakcjonującego rozwiązania.

W przeciwieństwie do wielu późniejszych slasherów "Terror Train" nie epatuje nadmierną brutalnością. Większość scen zabójstw jest ukazana w sposób bardziej sugestywny niż dosłowny – często widzimy tylko skutki ataku lub reakcje postaci. Nie znaczy to jednak, że film jest łagodny – kilka scen, jak choćby ta z trupem ukrytym w łóżku, potrafi przyprawić o dreszcze.

"Terror w pociągu" to film, który powinien znaleźć się na liście każdego fana klasycznych slasherów. Choć nie jest tak kultowy jak "Piątek trzynastego" czy "Halloween", oferuje coś unikalnego – ciekawą scenerię, nietypowy motyw magii i świetną grę Jamie Lee Curtis. Nie jest to film przełomowy, ale zdecydowanie wyróżnia się na tle wielu zapomnianych horrorów z tamtych lat.

Jeśli lubisz klaustrofobiczne, napięte horrory z mordercą skrywającym się w przebraniu, "Terror Train" będzie idealnym wyborem na wieczorny seans.

Ocena: 7,5/10

~Smiley~

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł