Oko (The Eye) (2008) - recenzja


Oko (The Eye) to amerykański horror z 2008 roku, będący remakiem hongkońskiego filmu Gin gwai z 2002 roku, stworzonego przez braci Pang. W Hollywood nastąpiła wówczas fala adaptacji azjatyckich horrorów, a The Eye wpisuje się w ten trend obok takich tytułów jak The Ring czy The Grudge. Film wyreżyserowali David Moreau i Xavier Palud, znani wcześniej z francuskiego thrillera Ils (2006). Główna rola przypadła Jessice Albie, której kreacja miała wnieść do filmu zarówno dramatyzm, jak i emocjonalną głębię. Czy remake spełnia oczekiwania fanów oryginału? Czy udaje mu się zbudować mroczną atmosferę, której tak często brakuje w amerykańskich przeróbkach azjatyckich horrorów?

Fabuła koncentruje się na Sydney Wells, utalentowanej skrzypaczce, która od piątego roku życia jest niewidoma. Dzięki przeszczepowi rogówki odzyskuje wzrok, ale zamiast radości pojawiają się przerażające wizje. Sydney zaczyna dostrzegać dziwne postacie i sceny, których nikt inny nie widzi. Widzi cienie przy umierających osobach, tajemnicze postacie poruszające się w jej otoczeniu i złowieszcze obrazy, które wprawiają ją w skrajne przerażenie. Gdy zaczyna kwestionować swoje zdrowie psychiczne, szuka pomocy u doktora Paula Faulknera, który początkowo sceptycznie podchodzi do jej doświadczeń.

W miarę rozwoju historii Sydney odkrywa, że jej nowe oczy należały do meksykańskiej dziewczyny Any Cristiny, która miała zdolność przewidywania śmierci. Społeczność, w której mieszkała Ana, traktowała ją jak przeklętą, a jej wizje doprowadziły do tragicznego końca. Gdy Sydney odkrywa tę prawdę, zaczyna zdawać sobie sprawę, że jej dar, choć przerażający, może mieć kluczowe znaczenie dla ratowania życia innych ludzi.

Największą zaletą filmu jest kreacja Jessiki Alby. Aktorka stara się oddać wewnętrzną walkę Sydney – od euforii związanej z odzyskaniem wzroku po stopniowe pogrążanie się w koszmarze. Choć Alba nie jest znana ze swoich dramatycznych ról, tutaj prezentuje się dobrze, choć jej postać mogłaby mieć większą głębię emocjonalną. Alessandro Nivola jako dr Faulkner stanowi solidne wsparcie, choć jego postać nie zostaje wystarczająco rozwinięta.

Atmosfera grozy jest budowana klasycznymi metodami: niepokojącą muzyką, mrocznym oświetleniem i nagłymi pojawieniami się duchów. Efekty wizualne, choć nie przesadzone, skutecznie oddają nadprzyrodzony charakter filmu. Problemem jest jednak to, że film często opiera się na przewidywalnych jump scare’ach zamiast na subtelniejszym budowaniu napięcia, jak miało to miejsce w oryginale.

Oko cierpi na typowe dla hollywoodzkich remake’ów problemy – spłycenie fabularne i brak kulturowej specyfiki, która czyniła oryginał wyjątkowym. W wersji azjatyckiej kluczowe znaczenie miała kultura wschodnia i jej podejście do świata duchów oraz przeznaczenia. W amerykańskiej wersji film staje się bardziej prostym thrillerem paranormalnym, tracąc psychologiczny i metafizyczny wymiar, który wyróżniał pierwowzór.

Scenariusz jest wierny oryginalnej historii, ale nie rozwija jej w sposób, który dodałby coś nowego. Niektóre sceny, jak sekwencja w restauracji czy dramatyczne momenty, w których Sydney zaczyna zdawać sobie sprawę z natury swojego daru, są efektowne, ale nie mają tej samej intensywności emocjonalnej co w wersji azjatyckiej.

Pod względem realizacji film prezentuje się dobrze – operatorzy wykorzystują niepokojące ujęcia, które potęgują atmosferę izolacji głównej bohaterki. Muzyka stara się oddać nastrój niepewności i zagrożenia, ale nie wybija się ponad standardowy poziom horrorów.

Największym problemem The Eye jest jego przewidywalność. Osoby zaznajomione z oryginałem nie znajdą tu niczego, co by ich zaskoczyło, a nowi widzowie mogą odnieść wrażenie, że film korzysta z typowych schematów horrorów paranormalnych. W porównaniu do innych amerykańskich remake’ów azjatyckich horrorów, The Eye wypada poprawnie, ale nie dorównuje The Ring czy nawet The Grudge pod względem intensywności czy klimatu.

Podsumowując, Oko (2008) to solidny, ale niezbyt wyróżniający się horror. Jessica Alba stara się nadać swojej postaci autentyczność, a atmosfera grozy działa w wielu momentach, ale film pozostaje jedynie poprawnym thrillerem paranormalnym, który nie wnosi nic nowego do gatunku. Brakuje mu unikalnego klimatu oryginału, a jego hollywoodzka wersja nie pogłębia psychologicznego aspektu historii. Dla widzów, którzy nie widzieli azjatyckiego pierwowzoru, może to być całkiem angażujący film, ale dla fanów horrorów i oryginalnej wersji będzie to kolejny przykład niezbyt udanego remake’u.

Ocena: 6/10 – przeciętny horror, który oferuje kilka mocnych momentów, ale nie zapada w pamięć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł