Alice In Borderland: Sezon 2 (2022) - Recenzja serialu
Fabuła: Bohaterowie powracają, aby zmierzyć się z kolejnymi, tym razem trudniejszymi grami.
Opinia: No więc odchaczyłem sobie drugi sezon "Alice In Borderland" i teraz pozostaje z wypiekami na twarzy czekać na trzecią serię. Co do drugiej, to śmiało mogę powiedzieć, że zabawa jest tak samo przednia, jak w pierwszym sezonie, z tą różnicą, że ten jest bardziej nastawiony na akcję. Oczywiście nadal mamy sporą ilość naciąganych rzeczy, ale kij tam z tym, ja poprostu byłem nastawiony na dobrą zabawę, a sezon drugi... Oj dostarczył jej nie mało. Serial rozpoczyna się spora rozpierduchą w mieście, za którą odpowiedzialny jest król pik, który w tym sezonie jest głównym antagonistą i ściga naszych bohaterów przez prawie cały serial. Gra polega na tym, że trzeba skórkowańca ubić, a zadanie to nie należy do najprostszych. Co do pozostałych gier, to twórcy zaserfowali kilka ciekawych pomysłów. Między innymi pierwsza gra, w której są dwie drużyny i wygrywa ta, która zdobędzie więcej punktów. Tylko tutaj problematyczne było to, że drużyna Arisu nie mogła zginąć, ponieważ to główni bohaterowie i pomimo narastającej przewagi drużyny przeciwnej człowiek wiedział, że wydarzy się coś, co sprawi, że Arisu z ekipą wyjdą z tej bitwy cało. Na wielki plus jest to, że twórcy postanowili dać wykazać się tamtemu białowłosemu ziomkowi (nigdy nie jestem w stanie zapamiętać tych imion), który dostał aż dwie solowe gry. Jedna z nich była grą w izolatkę, w której trzeba było odgadnąć, jaki symbol wyświetla się z tyłu wybuchowej obroży. I tutaj do tej gry potrzeba było zbudować zaufanie z innym uczestnikiem gry, który miał powiedzieć, jaki symbol znajduje się obecnie na tej jego obroży. No i właśnie haczyk polegał na tym, że mógł skłamać, aby się pozbyć kogoś nielubianego, a gra kończyła się po oszukaniu waleta. Oczywiście znowu problemem było to, że człowiek wiedział, że białowłosy bohater raczej wyjdzie z tej gry cało, jak bardzo przechlapane by nie miał, bo inaczej bullshitem by było, jak by zginął od tak z czapy. To samo powtarza się w kolejnej jego solowej grze w sali sądowej, w której trzeba było wykazać się wiedzą matematyczną. Też był na drodze do odpadnięcia, ale jego natura genialnego psychoanalityka zaś uratowała mu tyłek. Z tych mocniejszych odcinków to trzeba wyróżnić odcinek siódmy, w którym dostajemy ostateczną konfrontację bohaterów z królem pikiem, z którym nawiązują mega ostrą nawalankę, która nie odbywa się bez ciężkich ran. No i stanowczo na wyróżnienie zasługuje finałowy odcinek, w którym dostajemy... Zwyczajną grę w krykieta z czerwoną królową, w której Arisu nieważne, czy wygra, czy przegra, to zakończy grę pomyślnie. Wystarczy, że nie przerwie rozrywki. Hę? Gdzie tu jest haczyk, skoro według formuły królowa kier gwarantuje najwyższy poziom trudności? A no właśnie, czerwona królowa ma w zanadrzu kilka psychologicznych sztuczek, którymi stara się złamać wolę dalszej gry głównego bohatera. Natomiast najważniejsze jest to, co się dzieje po ukończeniu gry w krykieta. To sprawiło, że wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia, jak nigdy dotąd. A co takiego? Wiem, ale nie powiem, bo zachęcam do obejrzenia serialu i zobaczenia tego na własne oczy 😇. A razie czego nie chcę psuć zabawy. I oto cały drugi sezon "Alice In Borderland". Sezon gwarantujący kolejną dawkę dobrej rozrywki, emocji oraz zaskoczeń. Bardzo mocno czekam na sezon trzeci, zwłaszcza po wydarzeniach z nim ostatnich minut z fanałowego odcinka.
Ciekawostka/interpretacja: Oprócz omówienia, chciał bym zapodać moją małą ciekawostkę, do której doszedłem (tak wiem, pewnie Ameryki nie odkryłem, bo każdy, kto oglądał ten serial zapewne sam do tego zdołał dojść xD). Mianowicie zastanawiałem się, o co chodzi z tytułem serialu "Alice In Borderland". Jak to się ma do Alicji w krainie czarów (oryginalny tytuł
"Alice In Wonderland") ? Przecież tam nawet nie ma żadnej Alice... No właśnie, nie ma żadnej Alice, ale jest główny bohater imieniem Arisu, z czego litera "u" w języku japońskim w wymowie jest niema, więc jego imię brzmi podobnie, co "Alice" (brzmi to trochę z mojej strony naciąganie, bo niektóre postacie zwracają się do niego "Arisu"). Na dodatek bohater spotyka w krainie gier Kapelusznika, Królową Kier, która jest właśnie czerwoną królową, oraz Króla Pik, który w bazowej opowieści jest sędzią, tu natomiast wciela się w rolę podłego egzekutora. Smaczków nawiązujących do opowieści o Alicji w krainie czarów jest znacznie więcej, więc tytuł "Alice In Borderland" jak najbardziej ma sens. Plus samo słowo "Borderland" z angielskiego oznacza "pogranicze". Ósmy odcinek wyjawia nam, że wszystko, co działo się w serialu, było snem Arisu, który znajdował się na pograniczu śmierci.
Moja ocena drugiego sezonu to jest mocne 7/10.
Karol D.
Komentarze
Prześlij komentarz