Cień Boga (2025) - Recenzja
Fabuła: Egzorcysta podejrzewa, że istota, z którą toczy walkę, może być istotą świętą. Może nawet Bogiem...
Opinia: W dzisiejszej recenzji kolejny film od Shuddera, który porusza temat egzorcyzmów. I można pomyśleć, że ehh już tyle tych filmów o tej tematyce wyszło, że już nic nowego nie są w stanie wymyślić. No i jak się okazuje, to nic bardziej mylnego, gdyż nasz egzorcysta w tej produkcji nie wypędza siły piekielnej, a staje do walki z emanuującą jaskrawym światłem istotą boską, która opętała jego bogobojnego ojca. Ojciec swoją drogą też niezły, bo facet jest tak głęboko, wręcz fanatycznie wierzący, że aż swojemu synowi zgotował koszmarne młode lata, w których go katował, wręcz torturował, wierząc że on sam jest naczyniem Boga. Natomiast sam film uważam za nie najgorszy. Są dobre momenty, jak ten w którym gość egzorcyzmuje swojego ojca, a temu z mordy wystrzela jasne światło. Z Tillem Lindemannem mi się to skojarzyło z jakiegoś powodu xD. Oprócz wątku opętanego ojca, dostajemy jeszcze inny z fanatykami religijnymi... Której przewodniczącym jest jakiś skinhead w dresach? WTF? Dobry moment dostajemy jeszcze przy końcu podczas sceny kulminacyjnej, w której na tatuśka zostaje narzucony zarąbisty efekt komputerowy, przez co czuć, że opętało go coś świętego/boskiego. Nie będę dokładnie opisywał, jak to wyglądało, pozostawiam wam. Ale wow, dobre to było. Ale skoro o efektach komputerowych mowa, to i też były momenty, w których te CGI poprostu razi w oczy. Zwłaszcza w dwóch scenach w końcowej fazie filmu wjechało strasznie tanie efekciarstwo komputerowe. Podsumowując, to "Cień Boga" w mojej ocenie nie jest najgorszym filmem, ale i do czegoś mega dobrego mu daleko. Kilka dobrych scen, kilka rarzących po oczach (jeśli ktoś ma światłowstręt, to i nawet dosłownie), lecz z fajnym, siadającym klimatem.
Moja ocena tego filmu to 5+/10.
Karol D.
Komentarze
Prześlij komentarz