Ulica Strachu: Królowa balu (2025) - Recenzja
Fabuła: Kto zostanie królową balu 1988 w Shadyside High? Dla niezbyt popularnej Lori ten konkurs to masakra i to jeszcze zanim ktoś zaczyna wyżynać kandydatki.
Opinia: Wracamy do universum Netfixowej Ulicy Strachu, w której znów dojdzie do małego rachu ciachu. W tej części motywem przewodni jest oczywiście bal maturalny, podczas którego ma zostać wyłoniona tytułowa królowa balu. Kandydatkami między innymi są nasza główna bohaterka Lori Granger, która nie jest w szkole zbyt popularna + ma na koncie tragedię rodzinną. Inną kandydatką jest niejaka Tiffany, czyli księżniczkowata wredna sucz, która nie odpuści sobie okazji, żeby dokopać Lori jakimś cynicznym monologiem. Miałem w pewnym momencie ochotę, by Lori walnęła ją z dyńki prosto w nos, bo raszpla przeginała. Więc można powiedzieć, że postać Tiffy została dobrze odegrana. Ma irytować i spełnia swój egzamin. Ale jako że film jest slasherem, to musi w nim być jakiś rzeźnik, prawda? I oj jest. Ubrany w czerwony płaszcz kutafon, który zarzyna jedną kandydatkę na królową balu (i nie tylko) po drugiej na różne sposoby. Oczywiście jest kilka klasycznych killi, jak wbicie komuś noża w łeb, ale jest też parę perełek. A sam horror najlepiej można określić mianem hybrydy Carrie i Krzyku. Miks, który wyszedł całkiem fajnie i przy którym można się dobrze bawić. Na plus także twist odnośnie tego, kto okazał się mordercą oraz kto okazał się jeszcze w to zamieszany. Jeśli lubicie slashery, to mocno polecam. Mocne toto, jak cholera.
Moja ocena tego filmu to 6+/10.
Karol D.
Komentarze
Prześlij komentarz