Polaroid (2019) - Recenzja
Fabuła: Nastoletnia Bird zakupuje w antykwariacie stary aparat, który pomimo swoich lat wciąż działa. Nowy nabytek postanawia wziąć ze sobą na imprezę, by porobić swoim przyjaciołom zdjęcia pamiątkowe. Uwiecznieni na fotografiach ludzie zaczynają w niewyjaśnionych okolicznościach ginąć. Okazuje się, że sprzęt nie służy tylko do robienia zdjęć, ale także jest domem mrocznej zjawy, która dopada każdego, kto jest uwieczniony na zdjęciach.
Opinia: A to ci się perełka trafiła. Nie dość, że niecodzienny pomysł na film, bo nawiedzonego aparatu jeszcze nie było, to i jeszcze fabuła filmu, jak i tajemnica kryjąca się za antycznym sprzętem fotograficznym też mi przypadła do gustu (której zdradzał nie będę, bo uważam, że warto dotrzeć do niej samemu oglądając tą produkcję). Też fajny motyw z samymi zdjęciami, które mają działanie podobne do laleczki voodoo i na przykład, jeśli podpali się takie zdjęcie, to osoba uwieczniona na nim też zajmie się ogniem. Są pojedyncze momenty w których może udzielić się ziewanie, ale to zaledwie gdzieś tam z początku, bo potem film się rozkręca i nie ma mowy u nudzie i te niecałe półtorej godziny zlatują całkiem przyjemnie. A na to też zawsze zwracam uwagę, jak zresztą widać. Zjawa też na plus, bo potrafi przyprawić o ciarki, a finałowa walka głównej bohaterki z nią też jest dość pomysłowa. Wadą może jedynie być to, że film jest schematyczny, ale jednak nadal mi się podobał i dobrze się przy nim bawiłem. Jeśli ktoś nie oglądał, to polecam nadrobić.
Moja ocena to 6/10.
P.S. Zauważyłem, że to kolejny film, gdzie w rolę zjawy wciela się Javier Botet. Muszę śmiało powiedzieć, że gość jest urodzony do ról demonicznych istot w horrorach 👌.
Karol D.
Komentarze
Prześlij komentarz