Halloween: 20 Lat Później (Halloween H20: Twenty Years Later) 1998 - recenzja


Lata 90. to czas odrodzenia horroru – „Krzyk” Wesa Cravena udowodnił, że slasher może być inteligentny, autoironiczny i nadal skutecznie straszyć. Właśnie w tym klimacie powstaje „Halloween: 20 lat później” – film będący zarazem hołdem, kontynuacją i próbą nowego początku. Laurie Strode powraca. Michael Myers też. Ale to już nie to samo „Halloween” co kiedyś – i dobrze.

Mija 20 lat od masakry w Haddonfield. Laurie Strode (Jamie Lee Curtis), która wcześniej upozorowała swoją śmierć, teraz żyje pod przybranym nazwiskiem Keri Tate i pracuje jako dyrektorka elitarnej szkoły z internatem. Wydaje się silna i stabilna, ale w rzeczywistości żyje w cieniu traumy – uzależniona od alkoholu, nękana koszmarami, nadopiekuńcza wobec syna Johna (Josh Hartnett, w swoim debiucie filmowym).

Gdy Halloween znów się zbliża, Laurie zaczyna przeczuwać, że Michael Myers – jej brat, którego uznała za martwego – może wrócić. I oczywiście wraca. Włamuje się, zabija, podąża tropem – aż w końcu trafia do szkoły, gdzie rozpoczyna się gra w kotka i myszkę. Ale tym razem Laurie nie zamierza uciekać.

Największym atutem filmu jest Jamie Lee Curtis. Po 20 latach wciąż hipnotyzuje na ekranie. Jej Laurie jest pełna sprzeczności – silna i krucha, opanowana i rozhisteryzowana. Widać, jak trauma wyżłobiła jej psychikę. Powrót Myersa staje się dla niej nie tylko fizycznym zagrożeniem, ale też symboliczną próbą odzyskania kontroli nad własnym życiem. Kiedy w finale Laurie bierze topór i odcina się od ucieczki – dosłownie i metaforycznie – widz wie, że to nie jest już ta sama dziewczyna z 1978 roku. To kobieta gotowa zabić.

Film jest też znakomicie zrealizowany jak na slasher – ma dynamiczne tempo, dobre zdjęcia i unika tanich jump scare’ów. Muzyka, choć przearanżowana (niestety, klasyczny motyw Carpentera jest momentami zagłuszony hollywoodzką orkiestrą), nadal buduje napięcie.

Zrealizowany z wyczuciem i świadomością oczekiwań fanów, „H20” nawiązuje do pierwowzoru, ale nie stara się go kopiować. Obecność postaci Loomisa została upamiętniona w prologu, a historia ignoruje wydarzenia z części 4–6, koncentrując się tylko na tryptyku: 1, 2 i teraz 7.

Choć „H20” ma swoje atuty, nie jest filmem bez wad. Michael Myers w tej odsłonie traci część swojej mrocznej charyzmy – maska wygląda zbyt czysto, postać porusza się nieco zbyt… normalnie. Brakuje tu tej surowej siły, jaką miał w pierwszych filmach.

Zbyt szybko giną też niektóre postacie drugoplanowe. Brakuje prawdziwego budowania napięcia – film bardziej skupia się na Laurie niż na grozie. Jako horror, „H20” jest raczej thrillerem z elementami slashera niż pełnokrwistym filmem grozy.

Niektórzy widzowie mogą też uznać, że 86 minut to zbyt mało. Historia rozwija się szybko i kończy jeszcze szybciej. Zamiast stopniowo narastać, finał po prostu wybucha. Co prawda sekwencja końcowa – Laurie zamykająca Michaela w samochodzie, kradnąca ciało i dokonująca ostatecznego cięcia – jest mocna i ikoniczna, ale też sprawia, że… chce się więcej.

„Halloween: H20” to nie tylko sequel. To film o PTSD, strachu, który nie mija, i kobiecej sile, która rodzi się w bólu. W erze post-„Krzyk” dostaliśmy Laurę Strode nie jako ofiarę, lecz jako osobę, która przeżyła – i postanowiła odzyskać swój los.

To także historia o przełamywaniu cykli. W oryginalnym filmie Laurie uciekła. Tutaj – stawia czoła. Film miał być zwieńczeniem historii Myersa, czymś w rodzaju ostatniego rozdziału. I rzeczywiście – mógłby na tym się skończyć.

Niestety, jak wiemy, studio postanowiło nakręcić jeszcze „Halloween: Resurrection” (2002), który całkowicie rozmontował ten finał. Ale to już inna historia...

„Halloween: 20 lat później” to solidny, stylowy i emocjonalny powrót do korzeni serii. Choć nie jest tak przerażający jak oryginał, nadrabia głębią postaci, klimatem i bardzo dobrym finałem. To horror o sile przetrwania i potrzebie zamknięcia – osobisty, kameralny, dobrze zagrany. Jeśli miałby to być ostatni film o Laurie Strode – byłby to koniec godny klasyki.

Ocena: 7.5/10
Nie bez wad, ale z sercem. Curtis błyszczy, Myers nadal budzi respekt, a fani dostają satysfakcjonującą konfrontację.


~Smiley~

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł