Parasyte: Part 1 (Kiseijū) 2014 - recenzja japońskiego live action na bazie mangi i anime



FABUŁA:

Świat staje w obliczu tajemniczego zagrożenia: pasożyty – pozaziemskie istoty przypominające robaki – spadają z nieba i wnikają do ludzkich ciał, przejmując nad nimi kontrolę. Głównym bohaterem jest nastoletni Shinichi Izumi, którego ciało również miało zostać zainfekowane. Pasożytowi nie udaje się jednak dotrzeć do mózgu chłopaka – zamiast tego zostaje uwięziony w jego prawej dłoni. Tak rodzi się dziwaczna i niełatwa współegzystencja Shinichiego z pasożytem, który przyjmuje imię Migi (z jap. "prawy").

W miarę jak pasożyty atakują ludzi i tworzą własną, ukrytą społeczność, Shinichi zostaje wciągnięty w brutalny konflikt między ludzkością a nową formą życia. Jego relacje z bliskimi, zwłaszcza z matką i szkolną sympatią Satomi, zaczynają się komplikować, a on sam staje przed trudnymi wyborami moralnymi.

Takashi Yamazaki, znany z efektownych produkcji CGI ("Always: Sunset on Third Street", "Space Battleship Yamato"), podszedł do materiału źródłowego z dużym szacunkiem. Scenariusz dość wiernie oddaje ducha mangi, choć musiał dokonać skrótów fabularnych, aby zmieścić się w ramach dwóch części. Yamazaki skupia się nie tylko na spektakularnych starciach z pasożytami, ale też na psychologii bohatera – ukazując jego przemianę z nieśmiałego licealisty w osobę zmuszoną do walki o przetrwanie.

Shôta Sometani (Shinichi Izumi) z powodzeniem oddaje przemianę swojej postaci. Jego gra jest momentami nieco stonowana, ale świetnie pasuje do wewnętrznego konfliktu bohatera. Migi, dubbingowany przez aktora Sadao Abe, to znakomity komediowo-ironiczny kontrapunkt dla bardziej dramatycznych wątków – jego suchy humor i analityczne podejście do świata dodają filmowi lekkości. Warto też wspomnieć o Eri Fukatsu jako tajemniczej Ryoko Tamiya – zimna, inteligentna i intrygująca antagonistka przykuwa uwagę na każdym kroku.

Jednym z największych atutów filmu są efekty CGI, za które odpowiada studio Shirogumi. Przemiany pasożytów, ich groteskowe kształty i sposób poruszania się są zrealizowane bardzo efektownie i jednocześnie zgodnie z mangowym pierwowzorem. Migi – mimo że jest jedynie „ręką z oczami i ustami” – zaskakuje mimiką i naturalnością animacji. Starcia między pasożytami są dynamiczne i brutalne, ale nie epatują niepotrzebnym gore – zamiast tego utrzymują napięcie i atmosferę grozy.

„Parasyte: Part 1” to nie tylko historia o obcych i walce o przetrwanie. To przede wszystkim opowieść o tożsamości, empatii, relacji człowieka z naturą i granicach człowieczeństwa. Film stawia pytania: co nas definiuje jako ludzi? Czy obce życie jest z natury złe? Jak dalece można się zmienić, nie tracąc siebie? Narracja nie daje jednoznacznych odpowiedzi, pozostawiając przestrzeń na refleksję.

Muzyka autorstwa Naoki Satō doskonale współgra z tonem filmu. Subtelna, momentami niepokojąca, kiedy indziej melancholijna, podkreśla zarówno sceny akcji, jak i cichsze, emocjonalne momenty.

„Parasyte: Part 1” to solidna adaptacja, która potrafi zadowolić zarówno fanów oryginalnej mangi, jak i widzów szukających nietypowego sci-fi z głębszym przesłaniem. To film balansujący między horrorem, dramatem psychologicznym a opowieścią coming-of-age. Nie unika brutalności, ale nie epatuje nią. Zamiast tego koncentruje się na więzi między człowiekiem a obcym – i tym, co w tej relacji mówi o nas samych.

Ocena końcowa: 8/10

Film wyróżnia się na tle innych japońskich adaptacji mang – jest technicznie dopracowany, merytorycznie przemyślany i emocjonalnie angażujący.

~Smiley~

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł