Hitoshi Iwaaki - Pasożyt - recenzja 4 tomu mangi
Czwarty tom "Pasożyta" to kontynuacja metamorfozy, ale także… spowiedź. Nie tyle słów, co czynów. Shinichi, rozdarty między logiką pasożyta a niedobitkami własnej emocjonalności, coraz bardziej przypomina kogoś, kto żyje na krawędzi dwóch światów – nie należąc już do żadnego. A to właśnie w takim miejscu najłatwiej o zagubienie.
Po brutalnych wydarzeniach tomu trzeciego, akcja chwilowo zwalnia. Ale nie po to, by dać nam wytchnienie – wręcz przeciwnie. Ta cisza jest złowroga. Przypomina bezwietrzny moment przed uderzeniem burzy. Shinichi wraca do szkoły. Stara się odnaleźć w codzienności, która nie jest już jego codziennością. Ludzie wokół niego – przyjaciele, nauczyciele, nawet dziewczyna, Satomi – zaczynają dostrzegać, że coś jest nie tak. Że on nie jest już „nim”.
I tu właśnie Iwaaki zaczyna bawić się subtelnością. Odrzuca typową horrorową bombastyczność i serwuje nam horror... egzystencjalny. Główne pytanie nie brzmi: „czy przeżyje?”, ale „czy to, co z niego zostało, ma jeszcze duszę?”
Jednym z najbardziej przejmujących momentów tomu jest scena, w której Shinichi konfrontuje się ze swoimi emocjami – lub ich brakiem. Próbuje płakać, próbując "przypomnieć sobie", jak to się robi. Ale nic nie przychodzi. Ta scena, oszczędna, surowa, pokazuje horror, który nie potrzebuje krwi – wystarczy pusta łza. To moment, w którym Shinichi staje się tragiczną postacią: nie bohaterem, nie potworem, ale cieniem.
Czwarty tom wprowadza nowe elementy – zarówno w postaci nowych pasożytów, jak i tajemniczych struktur, które zaczynają się między nimi formować. Coraz wyraźniej widać, że pasożyty nie są jedynie samotnymi drapieżnikami – niektóre zaczynają rozważać długoterminowe strategie, infiltrację społeczeństwa, koegzystencję... albo dominację.
Ten wątek subtelnie prowadzi nas w stronę większego konfliktu – nie tylko jednostkowego, ale i systemowego. Czy Ziemia zmierza ku kolejnemu stadium ewolucji? I jeśli tak – kto zostanie na szczycie?
Migi w tym tomie staje się jeszcze ciekawszy. Choć nadal kieruje się logiką, coraz częściej wykazuje coś zbliżonego do ciekawości, ironii, a może nawet empatii. Jego relacja z Shinichim przestaje być czysto symbiotyczna – zaczyna przypominać... partnerstwo? Czy pasożyt może być przyjacielem? A może to tylko pozór, twór naszej ludzkiej potrzeby nadawania sensu rzeczom, których nie rozumiemy?
Czwarty tom to również mistrzowskie operowanie cieniem i światłem. Rysunki są bardziej surowe, twarze coraz częściej pozbawione emocji, a momenty przemian pasożytów – wciąż szokujące, ale rysowane z taką naturalnością, że stają się niemal zwykłe. I to przeraża najbardziej: to, jak obcość zaczyna być codziennością.
Tom 4 "Pasożyta" nie przynosi wielkiego wybuchu. To raczej duszny monolog szeptany w ciemnym pokoju – o samotności, utracie siebie i konieczności adaptacji. To historia kogoś, kto coraz mniej przypomina człowieka, ale wciąż desperacko próbuje nim być.
Ocena: 9/10 – za intensywny klimat psychologiczny, subtelny horror i pogłębienie filozoficznej warstwy historii.
~Smiley~
Komentarze
Prześlij komentarz