Nienarodzony (Unborn) 2009 - recenzja
"Nienarodzony” to horror z 2009 roku, który próbuje połączyć tradycyjny amerykański styl kina grozy z wątkami zaczerpniętymi z żydowskiej demonologii. W reżyserii Davida S. Goyera – znanego m.in. z pracy nad scenariuszami do trylogii „Batman” Nolana i „Blade” – film obiecuje coś więcej niż tylko standardową historię o duchach. Niestety, mimo intrygującego pomysłu i kilku efektownych scen, końcowy efekt pozostawia widza z uczuciem niedosytu.
Historia skupia się na młodej kobiecie, Casey Beldon, która zaczyna doświadczać niepokojących wizji i koszmarów. Szybko okazuje się, że dręczy ją coś nadprzyrodzonego – istota, która chce powrócić do świata żywych poprzez nią. Wkrótce dziewczyna odkrywa, że została wplątana w starą rodzinną klątwę związaną z dybukiem – bytem z żydowskich legend, który opętuje żywych. Jej własna matka cierpiała na zaburzenia psychiczne związane z tą samą siłą, a z biegiem czasu wychodzi na jaw, że przeszłość jej przodków skrywa przerażające tajemnice z czasów Holocaustu.
Narracja rozwija się w dość klasycznym rytmie – początkowa niepewność, seria coraz silniejszych zjawisk paranormalnych, wizyta u duchowego eksperta (w tej roli Gary Oldman jako rabin Sendak), aż do próby egzorcyzmu, która oczywiście nie przebiega zgodnie z planem.
Na początku film buduje przyzwoity klimat – wykorzystuje klaustrofobiczne kadry, stonowaną paletę barw i motywy lustrzane (zwierciadła odgrywają ważną rolę w komunikacji ze światem duchów). Dybuk jako antagonistyczna siła pojawia się na różne sposoby – niekiedy subtelnie, innym razem bardzo dosłownie – niestety, im dalej w fabułę, tym bardziej twórcy uciekają się do efektownych, lecz przewidywalnych jump scare’ów, które zamiast straszyć, nużą.
To, co miało być mroczną, kulturowo osadzoną historią o dziedziczeniu zła, stopniowo przeradza się w przeciętny horror oparty na efektach komputerowych i szybkich cięciach montażowych.
Od strony aktorskiej film wypada przyzwoicie, choć bez fajerwerków. Odgrywająca główną rolę Odette Yustman (obecnie Odette Annable) stara się nadać swojej postaci emocjonalną głębię – i choć w momentach grozy potrafi przekonująco wyrazić strach, to jej rola wciąż opiera się na typowym schemacie „pięknej bohaterki zagubionej w koszmarze”. Gary Oldman, jak zwykle, dodaje klasy każdej scenie, w której się pojawia, choć jego rola jest zaskakująco ograniczona.
Pozostali aktorzy – w tym Idris Elba w krótkiej roli pomocnika rabina – wypełniają swoje zadania, ale nie mają wiele do zagrania poza funkcją narracyjną.
Najciekawszym aspektem „Nienarodzonego” jest wprowadzenie żydowskiego folkloru do amerykańskiego horroru mainstreamowego. W przeciwieństwie do typowych historii o duchach i demonach, dybuk jako motyw kulturowy wnosi coś nowego – przynajmniej na poziomie konceptualnym. Niestety, film nie rozwija tego wątku z należytą głębią. Holocaust zostaje potraktowany raczej jako dekoracja niż poważna część opowieści, co może budzić kontrowersje.
Potencjał tej tematyki – trauma pokoleniowa, dziedziczenie winy, powrót zapomnianego zła – zostaje ledwie muśnięty, a zamiast tego widz otrzymuje kolejne sceny opętań, skręconych głów i demonicznych dzieci w negatywie.
„Nienarodzony” to film, który miał szansę wyróżnić się na tle innych horrorów dzięki unikalnej inspiracji folklorem żydowskim i próbą powiązania duchowości z historią. Niestety, skończyło się na horrorze, który z każdą minutą coraz bardziej przypomina przeciętny produkt masowej produkcji – z obowiązkową sceną egzorcyzmu, przewidywalnymi momentami strachu i finałem, który nie wnosi nic nowego.
Ocena: 5/10
Film wart obejrzenia, jeśli jesteś fanem horrorów i chcesz zobaczyć coś spoza klasycznego katolickiego repertuaru demonów, ale nie należy oczekiwać zbyt wiele. Dobrze zrealizowany pod względem technicznym, ale rozczarowujący jako opowieść.
~Smiley~
Komentarze
Prześlij komentarz