Pasożyt (Kiseijuu) Hitoshi Iwaaki - recenzja 5 tomu mangi


Piąty tom "Pasożyta" to moment, w którym cichy, klaustrofobiczny horror przemienia się w grę o wysoką stawkę. Ludzie zaczynają podejrzewać. Pasożyty zaczynają planować. A Shinichi – coraz mniej ludzki – zostaje wciągnięty w otwartą wojnę, której nigdy nie chciał. Hitoshi Iwaaki robi krok dalej i podważa wszystkie dotychczasowe założenia – zarówno nasze, jak i bohaterów.

Na pierwszy plan wysuwa się Ryoko Tamiya, pasożyt, który od początku wzbudzał niepokój swoją intelektualną przewagą. Teraz staje się kluczową figurą – nie tylko przerażającą, ale i fascynującą. Jej eksperyment z „macierzyństwem” to jeden z najbardziej niepokojących, a zarazem poruszających wątków tego tomu. Obserwowanie, jak istota pozbawiona emocji próbuje zrozumieć miłość, troskę i relację z nowym życiem, tworzy potężny kontrast z całą brutalnością, jaka ją otacza.

W tle pojawiają się też pierwsi ludzie świadomi pasożytniczej obecności. Policja, detektywi – ludzkość wreszcie zaczyna rozumieć, że coś jest nie tak. Jednak sposób, w jaki reagują, jest daleki od heroizmu. Ich działania są chaotyczne, podejrzliwe i – co najważniejsze – oparte na strachu. Coś, czego pasożyty... nie znają.

Shinichi coraz bardziej przypomina widmo – nie tylko dla nas, ale i dla swojego otoczenia. Satomi czuje, że coś jest nie tak. Jego znajomi przestają rozumieć jego chłód. Nawet sam Migi – choć analityczny – zaczyna zauważać, że jego gospodarz odkleja się od rzeczywistości.

Najsilniejszą sceną jest może ta, w której Shinichi ratuje dziecko. Automatycznie. Bezwzględnie. I dopiero potem… zaczyna drżeć. Nie z lęku, ale z uświadomienia sobie, że działał jak instynktowna maszyna. Czy to odruch człowieka? Czy reakcja zmutowanego organizmu?

W jego wnętrzu trwa walka – cicha, powolna, ale nieubłagana. Iwaaki mistrzowsko pokazuje, że największy horror to nie bycie zabitym przez potwora, lecz stanięcie się nim – niezauważenie.

W piątym tomie dochodzi też do brutalnej, długiej konfrontacji – fizycznej i psychologicznej – z jednym z najbardziej niebezpiecznych pasożytów dotąd. Scena walki na pustkowiu to majstersztyk napięcia i biologicznej brutalności. Migi musi współpracować z Shinichim na zupełnie nowym poziomie – błyskawiczna analiza, zmiana kształtu, reakcja. To już nie „człowiek z pasożytem w ręce” – to organizm hybrydowy, który działa jak jedno.

Ale... czy to zwycięstwo? A może tylko kolejna warstwa zdzierająca to, co jeszcze zostało z człowieczeństwa?

W tomie piątym Iwaaki dalej zgłębia temat naturalnej selekcji – kto jest bardziej „naturalny”: pasożyt, który zabija dla przetrwania, czy człowiek, który zabija z chciwości, strachu, ideologii? Mangaka nie stawia nikogo wyżej – i to czyni tę historię tak niepokojącą. Nikt tu nie jest absolutnie zły. Nikt absolutnie dobry.

Tom 5 to przejście od „osobistego horroru” do „globalnego niepokoju”. Zaczyna się inwigilacja, organizacja, walka o przetrwanie w szerszym kontekście. A Shinichi – chłopiec, który chciał tylko przetrwać – staje się centralnym ogniwem ewolucyjnej rozgrywki.

Ocena: 9,5/10 – za intensywność, pogłębienie psychologii postaci i doskonałe balansowanie między akcją a filozofią.

~Smiley~

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł