Deathgasm (2010) - recenzja

Hej to znów ja.
Dziś pragnę przedstawić wam nowy film pt. "Deathgasm"
Zapraszam.

Tytuł: Deathgasm
Rok: 2010
Gatunek: czarna komedia
Kraj: Nowa Zelandia
Reżyseria: Jason Lei Howden

Akcja filmu kręci się wokół demona zwanego Aeloth, zombiaków i walki z nimi orężem nie tylko ostrym ale też heavy metalowym.
Film dla fanów zombie, czarmej komedii, jak i fanów metalu.
Zakk włamuje się z Brodiem do domu zbzikowanego byłego metalowca Rickiego Daggersa i zamiast okraść go z upragnionego winylu, znajdują nuty do tzw. Czarnego Hymnu przyzywający demona.
Zakładają kapele o nazwie Deathgasm i zaczynają próby, niw wiedząc, że przyzywają na ziemie króla demonów Aelotha i zamieniając ludzi w zombi.
Zaczyna się walka o przetrwanie.
Ostatecznie Aeloth wchodzi w ciało Zakka, a ten prosi Brodiego, by ten zabił go, gdyż tym samym zabije opanowującego jego ciało demona. Gra od tyłu "Czarny Hymn", przywracając tym samym ludzką postać Zakkowi i ostatecznie zabijając Zakka na Jego własną prośbę.
Film fajny, aczkolwiek nie wywołał u mnie ciarków. Może to dlatego, że jestem uodporniony na takie filmy czy coś...
Ale jako film o zombie to jest mega.
Polecam.
Film oceniam na mocne 6/10.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł