Brutal Relax (2010) - Recenzja krótkometrażówki
Fabuła: Olivares spędza wakacje na rajskiej wyspie. Po chwili jednak z wody wychodzą krwiożercze bestie i urokliwa plaża zamienia się w krwawą łaźnie.
Opinia: Co ja do cholery właśnie obejrzałem? Sam do końca nie ogarniam, ale nieźle bujało xD. No mamy poprostu jakiegoś przepracowanego gostka, któremu lekarz zalecił wziąć sobie urlop. I też na takowy się właśnie udaje. Następnie go widzimy na plaży, jak siada sobie dupą w błocie i się tym błotkiem naciera... Okey... A chwilę później z wody wychodzą jakieś morskie potwory i robią rozpierdziel. Widzimy masę gore, rozrywanie, ćwiartowanie i bebeszenie plażowiczów. A co w tym czasie robi Olivares siedzący kilka metrów dalej? Słucha sobie z walkmana elegancko muzyki ze słuchawkami na uszach i ma wywalone w to co się dzieje. Jeszcze do kompletu puszeczka z piwerkiem mu brakowała. Ale po chwili jego urządzenie się psuje, co doprowadza naszego natartego błotem wąsacza do wściekłości i rusza się nawalać z morskimi bestiami, sprzedając im plaskacze i inne ciosy karate... Nie, poprostu ja w to nie wierzę... Przez pół życia oglądam horrory, te najbardziej straszne, krwawe, jak i te dziwaczniejsze. Przebrnąłem przez takie niesamowitości, jak "Banana Mutherfucker" czy "Fist of Jesus", ale "Brutal Relax" mnie poprostu znokautował, że aż się nogami nawinąłem. Uwielbiam oglądać takie chore rzeczy. 15 minut czegoś, co zrobiło z mojego mózgu zakończenie gry "Mortal Kombat".
Mija ocena tego filmu to ❤️/10
Karol D.
Komentarze
Prześlij komentarz