Bunnyman: Grindhouse Edition (2019) - Recenzja


Fabuła: Sześcioro nastolatków podróżujących samochodem odludnymi rejonami Kalifornii napotyka na swej drodze brudną i zdezelowaną ciężarówkę, której kierowca próbuje zepchnąć ich z drogi. W wyniku wrogich działań nieznajomego samochód psuje się a jeden z uczestników wyprawy ginie. Pozostała piątka wczasowiczów postanawia poszukać pomocy w pobliskich lasach. Nie wiedzą oni, że w głębi kniei znajduje się dom rodziny psychopatycznych i zwyrodniałych kanibali, której "głową" jest zdeformowany maniak z piłą mechaniczną ukryty pod kostiumem królika.

Opinia: O matko boska częstochowska, co ja właśnie obejrzałem. Na początku przyznam, że się lekko napaliłem na ten film, bo myślałem, że może być on na podstawie pewnego mitu o Bunnymanie, ale nie, jest to kompletnie coś innego. Jest to nisko budżetowa Teksańska masakra piłą mechaniczną, tylko zamiast Leatherfaca, mamy typa przebranego w kostium królika. No i do antagonisty z teksańskiej masakry to nawet mu niedaleko, bo widzimy, że gość z zachowania, jak i z wyglądu jest nieco podobny do niego. Też przygłup, też niemowa, jak i też ma szpetną gębę. Z plusów to jeszcze na początku filmu przedstawili dość ciekawe lore naszego mordercy oraz jeszcze mi się podoba stylistyka. Dawała mi ona taki klimat rodem z lat '70 + dodatkowo fajne były momenty zw których obraz przycinał. I wielka szkoda, bo gdyby film był tylko ambitniej napisany i lepiej zrobiony, to miał by on szansę stać się czymś wyjątkowym, pomimo, że produkcja garściami czerpie z Teksańskiej masakry. Ale nie, nic z tego, ponieważ horror sam w sobie jest poprostu zwykłym nudnym i głupim kupskiem. Przez pierdzielone około 30 minut widzimy, jak główni bohaterowie chodzą... Poprostu chodzą i błądzą, jak nie po pustynnych to leśnych terenach. A między tym ich łażeniem mamy jakieś przerywniki na... Reklamy hot dogów xD. Tak. Smaka mi narobiło, ale kuźwa... Co do samego filmu to wnosi, to ja nie wiem. Po jakimś czasie człapania dochodzą do chatki, w której mieszka jakiś wieśniak. I muszę przyznać, że to jedna z nielicznych scen, przy których bawiłem się całkiem spoko, a rola wiejskiego odludka zagrana przez tamtego ziutka była chyba najlepszą rolą w tym czymś. Szkoda, że taka krótka, ale dobre to. Chociaż na te 5 minut pojawiło się coś, przy czym człowiek parsknął śmiechem. No i scenki śmierci nie porywają, choć jest jedna potężniejsza pod prysznicem. Reszta jest głupkowatą wydmuszką. Ale dobra, dość, bo nie chce mi się już pisać o tym dziadostwie. Podsumowując, to jeśli jesteście masochistami i lubicie sobie obejrzeć do joincika jakieś dziwactwo, to spoko, można obejrzeć. Natomiast jeśli szukacie czegoś ambitnego, to omijajcie ten film szerokim łukiem.

Moja ocena tego filmu to 2+/10.

Karol D. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł