Lighthouse (2019) - Recenzja
Fabuła: Dwójka latarników Thomas Wake i Ephraim Winslow przybywają na cztery tygodnie do latarni morskiej. Jednak paskudne warunki pogodowe sprawiają, że obaj panowie utykają na dłużej. To sprawia, że podupadają na zdrowiu psychicznym i popadają w coraz większy obłęd.
Opinia: No i w ten sposób udało mi się odkopać kolejną perełkę, która nam opowiada o tym, jak to w wyniku samotności połączonej z demonami przeszłości człowiekowi potrafi pięknie odbić palma. Ciekawie została pokazana relacja bohaterów, gdzie to od obcych sobie typów nawiązują ze sobą nić porozumienia, tylko po to, by na końcu w obliczu tego obłędu (no i też alkoholizmu, w który tam popadają) skakać sobie do gardeł. Do mocniejszych momentów też się zaliczają te, w których bohaterowie nie szczędzili sobie nawzajem tłustych epitetów. I to są teksty na zgaszenie, to są obelgi, a nie jakieś tam mizerne wyzwiska stosowane przez dzisiejszą młodzież xD. Język tam potrafi być ciekawy i nawet przyjemnie się słucha, jak jeden z drugim mieszają się nawzajem z błotem. Ciekawym elementem jest tam także pewna mewa, ale może nie będę tego zdradzał. Uważam, że warto samemu nadrobić ten film, bo warto, zwłaszcza jeśli się jest koneserem horrorów. Lecz uważam, że może on nie każdemu przypaść do gustu. Oczywiście film jest czarno-biały, co tylko podkreśla mrok tej produkcji. Podsumowując: "Lighthouse" to kawał ciężkiego, mrocznego horroru o gęstym klimacie. Aktorsko majstersztyk, bo aż wręcz czuć te ich coraz mocniej pogarszające się zdrowie psychiczne, ten obłęd.
Moja ocena tego filmu to 7+/10. Jeden z tych horrorów, w którym głównym antagonistą jest własny umysł głównych bohaterów.
Karol D.
Komentarze
Prześlij komentarz