Sierota: Narodziny Zła (2022) - recenzja


„Sierota: Narodziny Zła” (oryg. „Orphan: First Kill”) to prequel kultowego horroru „Sierota” z 2009 roku, który wciąż budzi emocje dzięki niespodziewanym zwrotom akcji i przerażającej fabule. Powrót do tej historii po ponad dekadzie budził mieszane uczucia – z jednej strony, widzowie czekali na rozwinięcie historii enigmatycznej Esther, z drugiej, istniała obawa, że kontynuacja nie sprosta wysokim oczekiwaniom. Jednak reżyser William Brent Bell, znany m.in. z takich produkcji jak „The Boy” i „The Devil Inside”, podjął to wyzwanie, oferując widzom mroczną i zaskakującą opowieść o początkach jednej z najbardziej niepokojących postaci w historii kina grozy.

Fabuła:

Akcja „Sierota: Narodziny Zła” cofamy się w czasie, by poznać początki Leny Klammer (Isabelle Fuhrman), kobiety cierpiącej na rzadkie schorzenie – hipopituitarizm – które sprawia, że wygląda jak dziecko. Film otwiera się w Estonii, gdzie Lena przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Po brutalnej ucieczce udaje jej się podszyć pod zaginioną córkę amerykańskiej rodziny – Esther Albright, która zaginęła kilka lat wcześniej. Esther powraca do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotyka się ze swoimi „rodzicami”, Tricią (Julia Stiles) i Allenem (Rossif Sutherland). Początkowo udaje jej się wzbudzić w nich sympatię, jednak z czasem pojawiają się wątpliwości co do jej tożsamości.

***

To, co wydaje się być klasycznym thrillerem o podszywaniu się pod zaginione dziecko, szybko przeradza się w coś o wiele bardziej złożonego i mrocznego. W miarę rozwoju fabuły, widzowie są wciągani w intrygę pełną kłamstw, manipulacji i brutalnych tajemnic. Film nie tylko odpowiada na pytanie, jak Lena stała się Esther, ale również oferuje szereg nowych niespodzianek, które odwracają oczekiwania widza i dodają głębi historii.
Największym wyzwaniem dla „Sieroty: Narodziny Zła” było przywrócenie postaci Esther, granej ponownie przez Isabelle Fuhrman. Aktorka, która miała 12 lat, grając w pierwszej części, teraz powraca jako dorosła kobieta wcielająca się w postać dziecka. Ten zabieg, choć ryzykowny, został wykonany z niezwykłą precyzją, głównie dzięki połączeniu praktycznych efektów, makijażu i gry kamery, które skutecznie „odmładzają” Fuhrman na ekranie. Jej kreacja jest przerażająco przekonująca – z jednej strony widzimy w niej niewinną dziewczynkę, z drugiej zaś, jej spojrzenie i gesty zdradzają dojrzałość i brutalność osoby, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swoje cele.
Julia Stiles jako Tricia Albright również wznosi się na wyżyny aktorskiego kunsztu. Początkowo jej postać wydaje się być typową, zrozpaczoną matką, która z radością przyjmuje z powrotem swoją zaginioną córkę. Jednak w miarę jak fabuła się rozwija, Stiles pokazuje całą paletę emocji, od czułości, przez wątpliwości, aż po zimną kalkulację, co sprawia, że jej postać staje się jednym z głównych filarów fabuły. W duecie z Fuhrman tworzy niesamowite napięcie, które utrzymuje widza w ciągłym niepokoju.
Rossif Sutherland jako Allen Albright, ojciec rodziny, prezentuje bardziej stonowaną, choć nie mniej ważną rolę. Jego postać, uwikłana w miłość do rodziny i poczucie winy, staje się kolejną ofiarą intrygi, która stopniowo wyniszcza wszystkich wokół.
William Brent Bell znany jest z umiejętności budowania mrocznego, dusznego klimatu, i w „Sierocie: Narodziny Zła” ponownie udowadnia, że potrafi stworzyć atmosferę, która trzyma widza na krawędzi fotela. Film operuje prostymi, ale skutecznymi środkami wyrazu – ciasne kadry, subtelne zmiany oświetlenia i przemyślane ujęcia tworzą poczucie klaustrofobii i niepokoju. Reżyser celowo unika nadmiernego użycia efektów specjalnych, stawiając na bardziej klasyczne, praktyczne rozwiązania, co dodatkowo potęguje realizm i siłę oddziaływania na widza.
Muzyka, skomponowana przez Bretta Detar, doskonale współgra z obrazem, subtelnie podkreślając kluczowe momenty i potęgując uczucie zagrożenia. Detar wykorzystuje zarówno delikatne, fortepianowe motywy, jak i bardziej intensywne, elektroniczne dźwięki, które wprowadzają widza w stan nieustannego napięcia.
„Sierota: Narodziny Zła” to coś więcej niż tylko horror o psychopatycznej dziewczynce. Film stawia pytania o naturę zła, tożsamość i granice moralności. Lena, która staje się Esther, jest postacią tragiczną, uwikłaną w swoje zaburzenia psychiczne i desperacką potrzebę przynależności, która prowadzi ją na ścieżkę przemocy i destrukcji. Jej historia zmusza widza do zastanowienia się nad tym, czy jej działania są wynikiem zewnętrznych okoliczności, czy raczej głęboko zakorzenionego zła.
Film porusza również kwestie związane z rodziną i tożsamością. Albrightowie, z pozoru idealna rodzina, skrywają mroczne sekrety, które stopniowo wychodzą na jaw. Historia Esther zmusza ich do skonfrontowania się z własnymi demonami, a także do dokonania wyborów, które mogą zaważyć na ich dalszym losie.
„Sierota: Narodziny Zła” to udany powrót do świata stworzonego w „Sierocie” z 2009 roku, który z powodzeniem rozwija i pogłębia historię Esther. William Brent Bell stworzył film, który potrafi zarówno zaskoczyć, jak i przerazić, nie tracąc przy tym nic ze swojego dramatycznego i emocjonalnego ciężaru. Isabelle Fuhrman udowadnia, że jej kreacja Esther jest jedną z najbardziej ikonicznych postaci horroru ostatnich lat, a Julia Stiles w roli Trici Albright dodaje fabule głębi i wielowymiarowości.
Film oferuje widzom nie tylko doskonale zrealizowany horror, ale także skłania do refleksji nad naturą zła, tożsamości i moralnych wyborów. To dzieło, które przypadnie do gustu zarówno fanom oryginału, jak i nowym widzom, szukającym inteligentnego i przemyślanego kina grozy.
Ocena końcowa: 8/10.

~Smiley~

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A Knight's War (2025) - Recenzja

Autopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe) 2016 - recenzja

Wpływ kina grozy na muzykę metalową - autorski artykuł